Dziad o chlebie, baba o fiołkach, czyli o komunikacji w naszych związkach i relacjach.

Mówisz jedno, partner słyszy coś innego.

Jestem przekonana, że z taką sytuacją każdy  z nas zetknął się więcej niż raz, ponieważ jest ona doświadczeniem relacji międzyludzkich.

Komunikacja i rozmowa. Dla wielu właściwie to samo. Z językoznawczego punktu widzenia okazuje się, że jednak nie. Rozmowa  może toczyć się bez celu (intencji), polegać po prostu na wymianie myśli. Komunikacja  zaś spełniać może (i spełnia) wiele funkcji a w związku z tym zakłada intencję pozwalającą zrealizować  tę jedną – konkretną i dominującą funkcje właśnie.  Nie zawsze jest to takie proste i  oczywiste, bo po prostu mylimy komunikację z rozmową i wtedy mamy do czynienia z  tytułową sytuacją:  Dziad o chlebie, baba o fiołkach.

Gdyby chcieć pokazać  na prostym przykładzie jak to działa, to można by się posłużyć przykładem z życia wziętym:

(niejeden żart już na ten temat powstał)

ONA: Kosz na śmieci kipi.

ON: Jak trochę poupychasz, to się jeszcze coś zmieści.

Jej intencją było to, żeby On wyniósł śmieci. On odebrał to jako sygnał do udzielenia rady. Rozminęli się w komunikacji, czyli rozminęli się w intencjach. I kłopot gotowy.

Co z tym zrobić?

Po pierwsze, myśl o tym, co chcesz osiągnąć swoją wypowiedzią i wyrażaj swoją intencję wprost: ”Proszę, wynieś śmieci. Zrób to teraz, jeśli możesz”.

Po drugie, dopytuj,  jeśli nie rozumiesz. Po prostu to powiedz i dodaj: 

„Czy chodzi Ci o to, żebym to zrobił natychmiast, czy możliwe jest też za 10 min?”

I po trzecie. Słuchając czyjejś wypowiedzi, nie skupiaj się na tym, aby przy pierwszej okazji natychmiast wyrazić swoją niezgodę. Po prostu słuchaj i próbuj zrozumieć drugą osobę.

I po czwarte – najważniejsze.  Nie domyślaj się. Nie interpretuj. Komunikuj się lub rozmawiaj, zależnie od sytuacji i potrzeby.  Życie naprawdę wtedy staje się prostsze.

Słuchać, nie znaczy słyszeć!

Uśmiecham się, gdy piszę te słowa, bo przypomina mi się szkolny dialog:

Uczeń:  Ja się przecież uczyłem!

Nauczyciel:  Ale się nie nauczyłeś!

Kto z nas nie pamięta takich wypowiedzi, niech podniesie rękę.

Poza gramatyczną odmiennością tkwiącą w obu formach wyrazu „uczyć się”, różnica –  według  mnie, polega na tym, że  wypowiedź ucznia podkreśla jego starania i trud, jakie włożył w naukę, zaś wypowiedź nauczyciela nastawiona jest na oczekiwane efekty.

Zero porozumienia, ocena niedostateczna w dzienniku, koniec sprawy. W tej historii nie ma happy endu. Obie strony są niezadowolone, obie są przegrane. 

Ten szkolny obrazek pojawił się w mojej wyobraźni w związku z dzisiejszym tematem i wynikającą analogią miedzy dwiema sytuacjami; uczenia i słuchania.

Słuchanie, tak jak uczenie,  zakłada starania. Zakłada trud i wysiłek. Zakłada, że odbywa się to czasie.  No i słuchanie jest umiejętnością, której możemy się uczyć i nauczyć!

Jednak , aby proces uczenia się słuchania ( jak i proces uczenia się w ogóle) był skuteczny, potrzebujemy wiedzieć : PO CO?

Po co się uczę, po co słucham, po co coś robię? Po co potrzebna mi wiedza wynikająca z nauki? Po co mam usłyszeć? Po co mam słuchać? Po co mam rozmawiać? Po co się komunikować???

Tylko poprzez słuchanie prowadzące do usłyszenia możemy doprowadzić do tego, że obie strony relacji będą miały poczucie spełnienia, bliskości, zaufania, otwartości. Po prostu radości z bycia w tej relacji.  Będą miały poczuje win-win a raczej happy- happy.  Gdy wkładają starania w usłyszenie poprzez słuchanie, stają się w tej relacji partnerami, których potrzeby, emocje, uczucia są jednakowo ważne dla każdej ze stron.

W RELACJACH bowiem  często chodzi o to samo. O słuchanie i usłyszenie, o bycie wysłuchanym, czyli o bycie ważnym dla drugiej strony relacji .

Jakiego języka używać w relacjach?

A jednak, niestety, osiąganie porozumienia nie jest ani oczywiste, ani takie proste jak by nam się mogło wydawać.  Problemy w komunikacji- w porozumiewaniu się z drugim człowiekiem, to jedna z najczęstszych przyczyn problemów w związkach.

Dlaczego tak trudno nam się dogadać? Dlaczego tak trudno nam zrozumieć innych a  równocześnie oczekujemy ich zrozumienia? Czy można jakoś podnieść poziom zrozumienia w relacji?

Ja jestem przekonana , że tak i na tym też między innymi polega moja praca coacha i mentora.

Warto wyjść na początek z bardzo ważnego założenia : Ja jestem Ok, on jest OK.   Warto ustanowić z tego założenia zasadę funkcjonowania w relacjach. Zasada ta tworzy perspektywę, że drugi człowiek w relacji jest taki sam jak ja. Jest człowiekiem. I jest jednocześnie inny niż ja.  I w związku z tą naszą odmiennością, potrzebujemy uczyć się siebie nawzajem. Jeśli chcesz być zrozumianym w relacjach, warto uczyć się „języka” drugiej osoby. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że tworzenie, budowanie dobrych relacji wymaga  uczenia się „języków” innych ludzi, aby mówić do nich ich językiem, który jest ok –  podobnie jak mój język.

Jak radzić sobie z „ brakiem zdolności do języków”?

To, że każdy z nas ma słabości, jest oczywistą oczywistością. Nie wszyscy jednak się do nich przyznajemy, niektórzy im wręcz zaprzeczają.

Odnoszę wrażenie, że zaczęliśmy jako ludzie oczekiwać prostych rozwiązań działających natychmiast na każdą naszą życiową bolączkę. Oczekujemy tych rozwiązań jak instrukcji obsługi, wierząc, że naprawią nasze związki, nas samych, naszych partnerów czy  nasze dzieci. Szybko, bezboleśnie. Po kłopocie! 

Jak bardzo mylące są te przekonania okazuje się wtedy, gdy przestają działać.

W takich momentach okazuje się, że  „cudowne” sposoby nie działają, że potrzebujemy pomocy, bo dyskomfort życia staje się  trudny do zaakceptowania lub nawet nie do zniesienia.

Okazuje się wtedy, że  trzeba zacząć inaczej żyć, że „zdrowienie” to proces i wymaga czasu. Trzeba wprowadzić zmiany i to w swój własny świat i samego siebie. Przekonujemy się, że to wcale nie jest takie proste i oczywiste.

Wielokrotnie wymaga to  trudu,  starań, wysiłku, leją się łzy, nadchodzą chwile zwątpienia a skutek nie od razu jest widoczny.

Zderzenie z faktem, że poprawa jakości naszego życia zależy od nas samych, jest trudne, ale też uwalniające.

Daje nam poczucie sprawstwa, wymaga jednak odwagi, by przyznać się do prawdziwego siebie. Być może do takiego siebie, którego trudno nam zaakceptować, bo przecież trudno zaakceptować własną niedoskonałość i przyznać się do słabości. Bez tego jednak, nie można pójść dalej.

Akceptacja samego siebie daje możliwości podjęcia działania i pracy nad tym, co nas najbardziej uwiera. Tylko poprzez pracę, w którą się zaangażujemy, w której sens i cel uwierzymy, możemy osiągnąć to, na czym nam najbardziej zależy.

Warunek jednak jest jeden – musimy to zrobić my sami, każdy z nas, dla samego siebie. Nikt za nas tego nie zrobi. Nikt za nas nie przejdzie na drugi brzeg, by oglądać piękne widoki. Aby się nimi cieszyć, musimy często pokonać lęk, wytrwać w drodze do celu, choć najbardziej w świecie chcielibyśmy zawrócić.

Tylko my sami i tylko poprzez działanie jesteśmy w stanie osiągnąć to, o czym marzymy. Bez pracy przecież nie ma kołaczy

A skoro dziad o chlebie a baba o fiołkach?

To może najprostszym rozwiązaniem jest posłuchać i o chlebie, i o fiołkach w dowolnej kolejności? Zacząć słuchać słowa, aby usłyszeć intencję? 

Słuchać z akceptacją dla opowiadającego oraz z zaciekawieniem dla tematu, który porusza?

Jak to zrobić?

Wybór należy do każdego z nas – z wszystkimi jego konsekwencjami.

Zobacz ostatnie artykuły: